Było ich dużo i nosili kominiarki – trzy pushbaki Tariga
-
Rodzaj zdarzenia:
Pushback
-
Lokalizacja:
Polska / Belarus
- Data: 06.2023
- Godzina: po 14:00
- Liczba osób: 1 osoba
- Demografia: Belarus / Rosja
- Kobiety: -
- Małoletni: -
- Problemy medyczne: -
- Prośba o azyl?: TAK
- Przewiezienie na placówkę SG? TAK
-
Doświadczona przemoc (Polska):
Kradzież rzeczy, obelgi, zniszczenie telefonu
-
Doświadczona przemoc (Białoruś):
Brak danych
- Zidentyfikowane służby:Polska Policja, SG
-
Było ich dużo i nosili kominiarki – trzy pushbaki Tariga
Wszystkie trzy wywózki, których doświadczył Tarig, odbyły się między 11 a 14 czerwca. Brała w nich udział między innymi jedna i ta sama funkcjonariuszka straży granicznej. Ze względu na specyfikę tych wydarzeń w tekście zostaną uwzględnione wszystkie z nich.
Pierwszy kontakt Tariga z polską strażą graniczną nastąpił 11 czerwca około godziny 14, kiedy po pierwszym przekroczeniu granicy stracił połączenie z internetem i w obawie o swoje życie wyszedł z lasu na drogę i poprosił przechodzące osoby o wezwanie policji.1Nie udało się ustalić, czy na pewno była to policja, czy straż graniczna. Po przyjeździe służb został przez nie zabrany na placówkę straży granicznej. Do auta został zaprowadzony bez kontaktu fizycznego. Według jego relacji wśród osób w drodze krąży opinia, że polscy funkcjonariusze nie chcą ich dotykać w obawie przed zarażeniem się jakąś chorobą. Tarig twierdzi, że spędził w placówce około czterech godzin. Na miejscu kazano mu się rozebrać do naga, kucać i kaszleć. Jak relacjonuje, miało to na celu sprawdzenie, czy nie miał nic ukrytego w odbycie. Po tym wydarzeniu mężczyźnie zwrócono ubrania, które były wciąż całe mokre po przepłynięciu jeziora. W placówce funkcjonariuszka straży granicznej zapytała go o jego dane i wpisała je do dokumentów, które wręczyła mu do podpisania. Mężczyzna nie rozumiał, co jest w nich napisane, sięgnął więc po telefon, by użyć aplikacji służącej do tłumaczenia online. Nie udało mu się jednak tego zrobić. Od funkcjonariuszki usłyszał, że ma natychmiast podpisywać, co uczynił, bojąc się konsekwencji odmowy. Relacjonuje, że prosił również o azyl, miał tę prośbę wyrazić po rosyjsku. Prośba została zignorowana przez funkcjonariuszkę, mimo że została przez nią zrozumiana.
Rozpoznała mnie. Powiedziała: “O, ty już przechodziłeś, ja cię znam”. Odpowiedziałem, że tak. Ona się roześmiała i powiedziała, że nie ma szans.
W placówce Tarigowi odebrano również plecak, w którym miał ubrania na zmianę, jedzenie, leki, 800 dolarów, kartę pamięci ze zdjęciami rodziny i bliskich oraz modlitewnik. Z placówki został przewieziony pod zaporę graniczną. Na miejscu funkcjonariusze otworzyli bramkę w barierze i rozkazali mu przejść na stronę białoruską.
Nie, na komisariacie nic nie mówią. Postępują bardzo prosto. Jak się wychodzi na zewnątrz, bo mają nas odwieźć, to wtedy to wszystko robią, z tyłu.
Czyli te obelgi – to było w lesie?
Tak, to w lesie. Jak tylko otwierają wam drzwi, żeby was zwrócić na granicę, to zaczynają ubliżać. Telefony też psują w lesie, nie na komisariacie. Na komisariacie przeszukują telefon, a jak nic na nim nie ma, to oddają normalnie. Ale kiedy przyjeżdżają w stronę granicy, już w lesie, niszczą telefon i potem oddają. I jedziesz z powrotem.
W trakcie jazdy kazano mu trzymać głowę nisko, żeby leżał, tak by nie było go widać. Przed przejściem przez bramkę miał jeszcze prosić o zwrócenie swoich rzeczy, usłyszał tylko, że ich nie ma. Po przejściu przez bramkę mężczyzna, jak opowiada, w złości na to, co go spotkało, ruszył i szedł całą noc.
Drugi raz został zatrzymany po tym, jak miejscowa osoba zobaczyła go idącego i wezwała służby. Kiedy straż graniczna przyjechała, nie uciekał. Ponownie został przewieziony na placówkę straży granicznej.