Tak mocno mnie bili w stopy i nogi, dlatego nie mogłem chodzić – pushback Kafeela
-
Rodzaj zdarzenia:
Pushback
-
Lokalizacja:
Polska / Białoruś okolice słupka 357
- Data: 05.09.23
- Godzina: ok 14:00
- Liczba osób: 2 osoby
- Demografia: 2 mężczyzn z Sudanu
- Kobiety: -
- Małoletni: -
- Problemy medyczne: Dolegliwości nerek
- Prośba o azyl?: TAK
- Przewiezienie na placówkę SG? TAK
-
Doświadczona przemoc (Polska):
Skucie trytytkami, bicie pałką, użycie gazu pieprzowego i paralizatora, niszczenie mienia
-
Doświadczona przemoc (Białoruś):
Brak danych
- Zidentyfikowane służby:Straż graniczna i wojsko
-
Dnia 05.09.2023, respondent wraz z innym mężczyzną z Sudanu przebywali w Polsce od dwóch dni. Brakowało im jedzenia i wody, byli zmęczeni, dlatego około 6 rano zgłosili się po pomoc do jednej z organizacji humanitarnych. Do mężczyzn o 8.10 dotarli aktywiści, którzy zaopatrzyli ich w podstawowe rzeczy. Dodatkowo została im udzielona podstawowa pomoc medyczna, gdyż jeden z Sudańczyków zgłaszał dolegliwości nerek.
W okolicach godziny 11 na miejscu pojawili się żołnierze Wojska Polskiego. Przy mężczyznach wciąż byli obecni byli aktywiści, którzy udzielali im pomocy humanitarnej. Obaj Sudańczycy, według relacji swojej, jak i obecnych na miejscu osób aktywistycznych, wyrażali w stronę żołnierzy wolę ubiegania się o ochronę międzynarodową.
Chwilę po pojawieniu się na miejscu zdarzenia, żołnierze związali ręce Sudańczyków jak i aktywistów przy pomocy trytytek.
Jak złapali nas, także byli z nami wolontariusze albo organizacje. Traktowali nas bardzo nieludzko. Pobili nas, założyli nam na ręce kajdanki.
W ten sposób grupa oczekiwała na przybycie Straży Granicznej, po przybyciu której, zatrzymani mężczyźni zostali przewiezieni na placówkę w Białowieży, gdzie zostali potraktowani dobrze, co respondent kilkukrotnie w trakcie rozmowy podkreślał:
W placówce Straży Granicznej było bardzo dużo ludzi, funkcjonariuszy. Traktowali w bardzo miły sposób, bardzo ludzki sposób. Wszystko było tak jak należy. Zdjęcia, odciski palców, papiery, to wszystko było ok. Byli bardzo mili.
Według relacji respondenta, na placówce podjęto czynności wskazujące na rozpoczęcie procedury ochrony międzynarodowej o czym świadczyć może to, że pobrano od Sudańczyków odciski palców:
Prosiliśmy o ochronę międzynarodową i dlatego daliśmy odciski palców, zrobili nam zdjęcia.
Pobyt na placówce, według słów respondenta trwał około 25-30 min. Po tym czasie mężczyzn wywieziono z placówki do lasu. Jak określał to respondent, wywieziono ich w miejsce, gdzie nikt ich nie mógł dojrzeć. Tam dwójka funkcjonariuszy zaczęła używać wobec zatrzymanych przemocy. Respondent relacjonował, że byli rażeni paralizatorem, bici przy użyciu pałki i spryskani gazem pieprzowym:
Ale jak zabrali nas do lasu, w takim punkcie, co nikt nas nie widział tylko byliśmy my sami, tam zaczęli nas bić paralizatorem, gazem pieprzowym i potem wyrzucili nas w lesie. Przez trzy dni nie mogliśmy chodzić z bólu, też nie mogłem widzieć.
[…]
Bili nas, tak jak mówiłem, paralizatorem, gazem pieprzowym i też bili nas tym kijem, pałą co mieli w rękach. Tak mocno mnie bili w stopy i nogi, dlatego nie mogłem chodzić.
Według tego co mówił respondent, prawdopodobnie przemocy używali ci sami funkcjonariusze, którzy przewozili ich wcześniej na placówkę, nie ma jednak pewności, bo mieli zasłonięte twarze i nie pozwalali na siebie patrzeć:
Obaj byli mężczyznami, trochę dużymi, znaczy wielkimi. Oni w ogóle nie pozwalali wprost patrzeć w twarz, w oczy. Kazali nam patrzeć w dół, mamy patrzeć na ziemię.
Wtedy też zniszczono zatrzymanym Sudańczykom telefony, simcarty i zabrano powerbanki, które wcześniej dostali od aktywistów:
[Kiedy] byliśmy sami [w lesie z funkcjonariuszami], oczywiście zabrali nam telefony, złamali telefony, zabrali simcartę i złamali. (…)I też zabrali powerbanki.
Po pobiciu, mężczyzn przewieziono pod mur, gdzie wypchnięto ich na wysokości słupa 357 (52°39’01.9″N 23°49’29.7″E). Respondent tak opowiadał o tym jak dostał się do białoruskiego szpitala:
Po drugiej stronie [muru] byłem bardzo zmęczony i nie widziałem przez gaz pieprzowy, więc nie mogłem chodzić, ale dźwięki innych ludzi [niezrozumiałe], pomogli mi, zabrali aż do drogi asfaltowej. Tam mnie zostawili. Tak naprawdę straciłem przytomność, zabrali mnie. Samochód wojskowy albo policji. Obudziłem się jak już byłem w szpitalu.
W szpitalu w Białorusi respondent spędził następnie 25 dni. Jak mówi, po dwóch miesiącach od zdarzenia wciąż ma problemy z chodzeniem w następstwie dotkliwego pobicia.