Pushback Amadiego. Czerwiec 2024.
-
Rodzaj zdarzenia:
Pushback
-
Lokalizacja:
Polska / Białoruś
- Data: 06.2024
- Godzina: -
- Liczba osób: 10 osób
- Demografia: 10 mężczyzn nieznanej narodowości (zgodnie ze słowami rozmówcy niektórzy mogli być małoletni)
- Kobiety: 0
- Małoletni: ?
- Problemy medyczne: Złąmanie dłoni na skutek przemocy doświaczonej w Polsce
- Prośba o azyl?: TAK
- Przewiezienie na placówkę SG? TAK
-
Doświadczona przemoc (Polska):
Zmuszanie do podpisywania dokumentów, odmowa przyjęcia woli aplikowania o ochronę międzynarodową, niepotrzebna detencja, ograniczenie prawa korzystania z łazienki, konfiskata i niszczenie mienia, ekspozycja na niskie temperatury manipulation.
-
Doświadczona przemoc (Białoruś):
Bicie, nękanie przy wykorzystaniu psów policyjnych (jako świadek)
- Zidentyfikowane służby: Polska Straż Graniczna, Białoruska Straż Graniczna
-
Wszystkie cytaty pochodzą z tłumaczenia konsekutywnego.
Amadi przekroczył granicę białorusko-polską w grupie trzech mężczyzn z Etiopii na wysokości słupka granicznego […]. Po przekroczeniu przemieścił się około 5-6 kilometrów od linii granicy, do miejsca, w którym znaleźli zasięg telefoniczny i mogli zadzwonić do jednej z organizacji świadczących pomoc prawną i humanitarną z zamiarem ubiegania się o ochronę międzynarodową w Polsce.
Po przyjeździe pracowniczki organizacji powiadomiły Straż Graniczną o miejscu przebywania mężczyzn. Amadi wraz z pozostałymi miał następnie zostać przetransportowany na placówkę Straży Granicznej, znajdującą się w jego ocenie w odległości czterech lub pięciu kilometrów od Hajnówki. Amadi pamięta napisy na mundurach strażników.
Jestem pewien, że to była straż graniczna ponieważ tam jest.. to jest napisane na ich koszulach. Raz w ich języku i raz po polsku.
Amadi relacjonuje, że on i jego towarzysze zostali poinformowani przez strażników, że po podpisaniu dokumentów w placówce zostaną przewiezieni do obozu. Dokumenty, które im przedłużono, były przetłumaczone na wiele języków i Amadi mówi, że ich treść była dla niego zrozumiała.
[…] podpisaliśmy jakieś dokumenty ze strażnikami, oni dla nas tłumaczyli i my podpisaliśmy. Spodziewaliśmy się pojechać do obozu [ośrodka] i oni nam nawet to powiedzieli. Jechaliśmy do obozu i nagle później oni dojechali do granicy i powiedzieli [coś zbliżonego do]: “Wracaj na Białoruś, pushbackujemy cie”. To było to. Tak to było ostatnim razem.
[…]
Nie pamiętam wszystkiego, co tam było napisane słowo w słowo, ale to było coś jak: “Potrzebuję ochrony międzynarodowej w Polsce, chce żyć pod polskim rządem i chcę się ubiegać o ochronę międzynarodową, ale nie przybyłem do tego kraju legalnie i nikt mnie nie zmusza, do przedstawienia dowodów tożsamości [legal identification] ani nic takiego.” To jest to, co było napisane, ale nie pamiętam każdego słowa.
Amadi miał spędzić na placówce cztery noce. Miejsce, w którym był przetrzymywany opisuje jako podziemny pokój przypominający celę, w którym było już wiele innych osób. Miejsce zapamiętał jako pozbawione materaców i łóżek, były tam jedynie kartony i plastik. Pokój nie miał bezpośredniego dostępu do toalety. Amadi wspomina, że on i pozostali (nie precyzuje, czy dotyczy to grupy z którą przekroczył granicę, czy wszystkich) byli odpowiedzialni za utrzymanie czystości w pomieszczeniu.
[…] [pomieszczenie] jest podobne do więzienia, bo było w podziemiach. I nawet żeby pójść do toalety, trzeba prosić ich [straż graniczną] o pozwolenie i są [?] ograniczenia i limity, i jest tam też wielu uchodźców. Więc jest tam wielu ludzi. Jest jak więzienie. […] I nie ma łóżka ani materaca do spania. Jakbyś miał [niewyraźne] spać w plastiku i kartonach do spania. Nie jest to wygodne miejsce, I było tam wiele osób ściśniętych w pokoju, w jednym pokoju, w którym nie ma zbyt wiele światła słonecznego, ponieważ znajduje się on pod ziemią. I nawet, żeby pójść do toalety.. toaleta znajduje się w pobliżu ich [strażników granicznych] biura. Więc to nie było dobre ani wygodne miejsce.
Amadi opisuje, że w placówce były trzy pomieszczenia, w których przetrzymywano osoby migranckie, dwa przeznaczone dla mężczyzn, jedno dla kobiet. Jego zdaniem na placówce mogło przebywać aż 120 osób w drodze, podkreśla jednak że zgaduje, ponieważ on przebywał tylko w jednym z pomieszczeń. Zaznacza, że nie wie, dlaczego spędził tam tyle czasu, ponieważ nie uzyskiwał żadnych informacji odnośnie do swojej sytuacji od funkcjonariuszy.
Oni [straż graniczna] nie prowadzą z nimi [tłumacz zwraca się bezpośrednio do przeprowadzającej wywiad] żadnych rozmów. Nie rozmawiają z nimi ani nic. (…)
Tam, gdzie są, oznaczają numer na naszych rękach, a następnie żeby zabrać nas w inne miejsce wołają nas na podstawie tego numeru, nie wiemy, nie rozmawiają z nami. Na podstawie tego numeru mówią [coś] w stylu, że ta osoba powinna wstać i wyjść, a czasami dzwonią do ciebie i po prostu mówią, żebyś gdzieś usiadł i poczekał. Więc nie wiedzą [tłumacz ponownie zwraca się do przeprowadzającego wywiad] dlaczego, nie mówią im, dlaczego tam są ani dlaczego są tam przetrzymywani.
Piątego dnia pobytu na placówce […] Amadi wraz z dziewięcioma innymi osobami miał zostać przetransportowany do zapory granicznej przez Straż Graniczną. Podróż do linii granicznej zajęła według niego około 15 minut. Jak opisuje, on i inne przewożone osoby do ostatniego momentu myślały, że złożyły wnioski o ochronę międzynarodową i że są wiezione do ośrodków.
[…] piątej nocy, piątego dnia [strażnicy graniczni] odesłali ich do Białorusi. Mówili nawet: “pożegnajcie się z osobami, które wam pomogły” mówili “pojedziecie do obozu” i “jesteście zaakceptowani”. Mówili im te wszystkie rzeczy a potem dojechali w jakieś miejsce i to był las i dojechali do zapory [fence]. Kiedy [osoby migranckie] się obrócili zapytali ich: “Co się dzieje?” “Czemu jesteśmy koło zapory?” i myśleli, że może to jakaś inna droga albo coś. A oni [strażnicy] powiedzieli: “To jest Białoruś, musicie wracać” i spushbackowali ich i wrzucili [wyjaśnione dalej] ich do rzeki. Rzeka sięgała do pępka i tam ich wepchnęli razem ze wszystkimi ich rzeczami. I zamknęli drzwi, zamknęli zaporę i po prostu ich zostawili.
[…]wycelowali w nich broń i powiedzieli: “Wchodźcie do wody” i ponieważ nie chcieli zostać pobici, wskoczyli do rzeki, a on [strażnik graniczny] wrzucił ich rzeczy i ich telefony do wody.
Amadi uważa, że Strażnicy Graniczni z premedytacją wybrali miejsce, w którym dokonywali wywózki, narażając osoby w drodze na przemoknięcie i wyziębienie, celem zniechęcenia do kolejnych prób przekraczania granicy.
[…] oni [straż graniczna] celowo wepchnęli do wody, sprawia im przyjemność ich cierpienie i [chcą] żebyś zrezygnował i tak dalej. Więc robią to celowo. A my nie przechodzimy na białoruską stronę, bo Białorusini, jeśli cię złapią, biją cię, znęcają się nad tobą i tak dalej. Więc po prostu podążamy ścieżką wody, aby dotrzeć do bezpiecznego miejsca. Ale tak, robią to celowo, aby zepchnąć ludzi do wody.. Mogli nie wpychać ludzi do wody, ale zdecydowali się ich wepchnąć…
Po wywózce Amadi został pobity przez białoruskich funkcjonariuszy. Jak podkreśla, osoby w drodze przebywające w strefie przygranicznej na terytorium Białorusi doświadczają okrutnej przemocy bez względu na płeć, wiek i stan zdrowia.
Zostałem bardzo pobity przez białoruskich żołnierzy. Nie ma nikogo, kto by nie został przez nich pobity. […] Wszyscy są bici, każdy kto zostaje, kto próbuje przekroczyć granicę, jest bity przez białoruskich żołnierzy. Wiesz, niektórzy są gryzieni przez psy w bardzo wrażliwe miejsca, w prywatne miejsca na twoim [niejasne]. On [Amadi] mówi, że ma zdjęcie, na którym jest pobity i że Białorusini [białoruscy żołnierze] znęcają się nad wszystkimi. Mówi, że Białorusini są najgorsi.Podczas wywiadu Amadi wspomina również o poprzednich wywózkach z Polski do Białorusi i doświadczonej podczas nich przemocy. Podczas pobytu na placówce Straży Granicznej w trakcie jednego z poprzednich razy, kiedy przebywał na terytorium Polski [lokalizacja i data nieznana] miał siłą zostać zmuszony do podpisania niezrozumiałych dla niego dokumentów i oddania odcisków palców. Na skutek przemocy użytej w celu wymuszenia tych czynności, jak relacjonuje, doznał złamania dłoni, którego zdrowotne konsekwencje, towarzyszą mu do dziś.