Powiedział, że mamy podpisać ten papier, że jak nie podpiszemy to nie dostaniemy jedzenia. Pushback Tayego.
-
Rodzaj zdarzenia:
Pushback
-
Lokalizacja:
słupek graniczny numer 513
- Data: 09.2024
- Godzina: -
- Liczba osób: 7 osób
- Demografia: Siedmiu mężczyzn z Etiopii, Erytrei i Somalii
- Kobiety: -
- Małoletni: -
- Problemy medyczne: -
- Prośba o azyl?: TAK
- Przewiezienie na placówkę SG? TAK
-
Doświadczona przemoc (Polska):
Niszczenie mienia, grożenie, odmowa dostępu do jedzenia, bicie
-
Doświadczona przemoc (Białoruś):
Bicie
- Zidentyfikowane służby:Polska Straż Graniczna, Służb Białoruskie
-
Taye przebywał w rejonie pogranicza polsko-białoruskiego od lipca do września 2024 roku. W ciągu tego okresu wywożono go z Polski pięciokrotnie. Podczas pierwszych czterech razy został zauważony przez funkcjonariuszy Straży Granicznej niedługo po przekroczeniu granicy, a następnie zawrócony na wschodnią stronę bez przewożenia na placówkę czy podpisywania jakichkolwiek dokumentów. Niektórym wywózkom Taye’a towarzyszyła przemoc fizyczna. Jak podaje, bito go rękami i pałkami, kopano oraz spryskiwano gazem łzawiącym. Mężczyzna mówi, że w obecności funkcjonariuszy wyrażał chęć ubiegania się o ochronę międzynarodową w Polsce, ale ci wyśmiewali jego deklarację:
Na początku powiedzieliśmy, że “chcemy ochrony międzynarodowej w Polsce”, ale wtedy zazwyczaj oni się po prostu śmieją z ciebie, śmieją i nie traktują cię poważnie, a na końcu cię pushbackują. To się stało podczas pierwszych czterech prób [przejścia].
Podczas piątego przekroczenia zapory Taye znajdował się w grupie siedmiu mężczyzn pochodzących z Etiopii, Erytrei i Somalii. Około godziny trzeciej w nocy udało im się przejść przez stalowy płot. Kilka godzin później dotarli do nich pracownicy pozarządowej organizacji humanitarnej. Taye opowiada, że w ich obecności mężczyźni po raz kolejny zadeklarowali chęć ubiegania się o ochronę międzynarodową w Polsce. Po podpisaniu pełnomocnictw zgodnie z wolą Taye na miejsce wezwano Straż Graniczną, która przyjechała w ciągu godziny.
Cała grupa została przewieziona na placówkę straży granicznej. Taye relacjonuje, że na miejscu zostali najpierw przeszukani, a następnie rozdzieleni. Trzy osoby, w tym on, trafiły do jednego pokoju, a cztery pozostałe – do drugiego. Taye nie wie jakie są losy pozostałej części grupy.
Z jego relacji wynika, że strażnik graniczny przedstawił osobom zgromadzonym w pokoju pięć dokumentów napisanych w języku amharskim. Taye nie miał zastrzeżeń do czterech. Były zrozumiałe i wyglądały na część standardowej procedury ubiegania się o ochronę międzynarodową w Polsce. Piąty dokument, którego treści – według relacji Taye – funkcjonariusz początkowo nie chciał ujawnić, dotyczył trzyletniego zakazu wjazdu na terytorium Schengen oraz deklaracji o zamiarze opuszczenia Polski. Strażnik miał nakłaniać mężczyzn do podpisania dokumentu niezwłocznie, bez zapoznania się z jego treścią. Następnie wobec mężczyzn podjęto próbę wymuszenia podpisu, stawiając przed nimi jedzenie i informując, że otrzymają je wyłącznie po złożeniu podpisu na dokumencie. Ponadto, przez pewien czas byli skuci plastikowymi opaskami zaciskowymi, wskutek czego odczuwali ból i problemy z krążeniem.
On [strażnik graniczny] przyniósł pięć dokumentów i cztery z nich dało się przeczytać, zrozumieć, zgodzić na nie i w ogóle nie było żadnego problemu. Ale piątego dokumentu to on w ogóle ci nie pozwalał przeczytać, nie pokazywał treści tylko mówił: „Podpisz tutaj”. […] Dokumenty były w języku amharskim. […] Po tym jak dotarliśmy na placówkę straży granicznej, żołnierz stamtąd najpierw postawił przed nami jedzenie, a potem pokazał zły dokument, który mówił, że nie chcę zostać w Polsce, że chcę opuścić Polskę, rzeczy z którymi się nie zgadzaliśmy i powiedział, że mamy podpisać ten papier, a gdy się na to nie zgodziliśmy to powiedział, że jak nie podpiszemy to nie dostaniemy jedzenia, próbował nas zmusić i zmanipulować do podpisania. […] Byliśmy też w trytytkach, aż nasze ręce stawały się czerwone. […] Te dokumenty, które nam dano za piątym razem, tej trójce z nas, zmuszono nas do podpisania papieru, na którym było napisane, że przez trzy lata nie możemy wkraczać na teren strefy Schengen.
Taye i pozostałe osoby ostatecznie podpisały wszystkie przedstawione im dokumenty. Po pewnym czasie mężczyźni zostali zabrani z placówki i przewiezieni pod mur. Zwrócono im dokumenty skonfiskowane przy przesłuchaniu oraz telefon, w którym uprzednio zniszczono gniazdo ładowania. Zgodnie z relacją Taye, wszystkim przecięto plastikowe opaski, a następnie wypchnięto ich przez bramkę w zaporze.
Ludzie z organizacji humanitarnej byli mili i nam pomogli. Dali nam jeść, dali nam ubrania, dali nam wszystko i nam pomogli, ale potem dotarliśmy na posterunek straży granicznej, by później zostać zabranym z posterunku na granicę. Nie wiedzieliśmy gdzie zmierzamy, powiedziano nam po prostu, że mamy wsiadać do samochodu, a jak już wsiedliśmy, to oni [strażnicy graniczni] zabrali nasze telefony i je zniszczyli. Rozcięli plastikowe kajdanki, którymi byliśmy skuci, otworzyli bramkę i nas spushbackowali. Tak to poszło. […] Oni [strażnicy graniczni] śmiali się pomiędzy sobą, ale też do nas, a my w tym czasie czuliśmy gniew, bo przecież byliśmy w trakcie pushbacku i w ogóle w związku z całą tą sytuacją. A oni się śmiali i żartowali z nas.
Taye po wywózce ponownie skontaktował się z organizacją humanitarną, która wcześniej pomogła mu w lesie. Poinformował pracowników organizacji o wywózce, ale niedługo później rozładował mu się telefon. Idąc dalej, razem z dwoma innymi wywiezionymi mężczyznami, spotkał białoruskich żołnierzy, którzy brutalnie ich pobili, a następnie wywieźli ze strefy przygranicznej.
Mój telefon miał tylko 10% baterii, a ponieważ 10% baterii to bardzo mało to mój telefon się wyłączył. Po tym jak mój telefon się wyłączył, spotkaliśmy białoruskich żołnierzy, którzy byli bardzo brutalni. Oni nas pobili. Było mnóstwo bicia i przemocy po stronie białoruskiej, a po tym jak nas pobili to zabrali nas stamtąd [z lasu] i to w sumie wszystko, co się wydarzyło.
Taye podczas rozmowy porównywał zachowania polskich i białoruskich funkcjonariuszy.
Doświadczyliśmy mnóstwa złego zarówno od strony białoruskiej, jak i polskiej. Obie te strony były w stosunku do nas niesprawiedliwe, ale mimo wszystko Polacy zachowywali się znacznie lepiej. Ale nawet mimo to, wiesz, to jak ten żołnierz używał jedzenia jako karty przetargowej, czegoś czym się można targować, pozbawiając nas tym samym podstawowego prawa człowieka, czegoś tak prostego jak jedzenie, to jest nieakceptowalne. Cierpieliśmy i wcześniej, przed piątym pushbackiem, w trakcie poprzednich czterech prób i to co się wtedy działo było niesprawiedliwe, ale życie jest jakie jest, najważniejsze że to wszystko minęło i jestem w zupełnie innym miejscu, Bogu dzięki.