Kazali nam patrzeć w dół – pushback Daouda
-
Rodzaj zdarzenia:
Pushback z Polski do Białorusi
-
Lokalizacja:
Polska / Białoruś
- Data: 05.09.2023
- Godzina: 16:00:00
- Liczba osób: 2 osoby
- Demografia: 2 mężczyzn z Sudanu 18 i 22 lata
- Kobiety: 0
- Małoletni: 0
- Problemy medyczne: -
- Prośba o azyl?: TAK
- Przewiezienie na placówkę SG? TAK
-
Doświadczona przemoc (Polska):
Bicie, kajdanki, paralizator, gaz pieprzowy
-
Doświadczona przemoc (Białoruś):
-
- Zidentyfikowane służby:prawdopodobnie SG
-
Kazali nam patrzeć w dół – pushback Daouda
Daoud wraz z innym mężczyzną z Sudanu przebywali w Polsce na początku września przez dwa dni. Brakowało im jedzenia i wody. Byli zmęczeni, dlatego około 6 rano zgłosili się po pomoc do jednej z organizacji humanitarnych. Do Daouda i jego towarzysza o 8 dotarli aktywiści, którzy zaopatrzyli ich w rzeczy pierwszej potrzeby. Dodatkowo została im udzielona podstawowa pomoc medyczna, gdyż jeden z nich zgłaszał dolegliwości nerek. Około godziny 11 na miejscu pojawili się polscy żołnierze. Przy mężczyznach wciąż byli obecni aktywiści, którzy udzielali im pomocy humanitarnej. Obaj Sudańczycy w obecności osób aktywistycznych wyrażali wolę ubiegania się o ochronę międzynarodową. Chwilę po pojawieniu się na miejscu zdarzenia żołnierze za pomocą trytytek związali ręce Sudańczykom i aktywistom.
Jak złapali nas, także byli z nami wolontariusze albo organizacje. Traktowali nas bardzo nieludzko. Pobili nas, założyli nam na ręce kajdanki.
W ten sposób wszyscy oczekiwali na przyjazd straży granicznej, po przybyciu której zatrzymani mężczyźni zostali przewiezieni na placówkę w Białowieży, gdzie zostali potraktowani dobrze, co Daoud kilkukrotnie w trakcie rozmowy podkreślał:
W placówce straży granicznej było bardzo dużo ludzi, funkcjonariuszy. Traktowali nas w bardzo miły sposób, bardzo ludzki sposób. Wszystko było tak, jak należy. Zdjęcia, odciski palców, papiery, to wszystko było ok. Byli bardzo mili.
Według relacji Daouda, na placówce podjęto czynności wskazujące na rozpoczęcie procedury ochrony międzynarodowej, o czym świadczyć może to, że pobrano od Sudańczyków odciski palców:
Prosiliśmy o ochronę międzynarodową i dlatego daliśmy odciski palców, zrobili nam zdjęcia.
Pobyt w placówce trwał około 25-30 min. Po tym czasie wywieziono ich z placówki do lasu. Jak określał to Daoud, wywieziono ich w miejsce, gdzie nikt ich nie mógł dojrzeć. Tam dwójka funkcjonariuszy zaczęła używać wobec zatrzymanych przemocy. Daoud relacjonował, że byli rażeni paralizatorem, bici przy użyciu pałki i pryskani gazem pieprzowym:
Ale jak zabrali nas do lasu w takim punkcie, co nikt nas nie widział, tylko byliśmy my sami, tam zaczęli nas bić paralizatorem, gazem pieprzowym i potem wyrzucili nas w lesie. Przez trzy dni nie mogliśmy chodzić z bólu, też nie mogłem widzieć. […] Bili nas, tak jak mówiłem, paralizatorem, gazem pieprzowym i też bili nas tym kijem, pałką, co mieli w rękach. Tak mocno mnie bili w stopy i nogi, dlatego nie mogłem chodzić.
Według tego, co opowiadał Daoud, przemocy używali prawdopodobnie ci sami funkcjonariusze, którzy przewozili ich wcześniej na placówkę. Nie ma jednak co do tego pewności, bo mieli zasłonięte twarze i nie pozwalali na siebie patrzeć:
Obaj byli wielkimi mężczyznami. Oni w ogóle nie pozwalali wprost patrzeć w twarz, w oczy. Kazali nam patrzeć w dół, mamy patrzeć na ziemię.
Wtedy też zniszczono im telefony, simcarty i zabrano powerbanki, które wcześniej dostali od aktywistów:
[Kiedy] byliśmy sami [w lesie z funkcjonariuszami], oczywiście zabrali nam telefony, złamali telefony, zabrali simcartę i złamali. […] I też zabrali powerbanki.
Po pobiciu Daouda z towarzyszem przewieziono pod mur. Udało im się zapamiętać numer słupa granicznego, na wysokości którego zostali wypchnięci. Daoud tak opowiadał o tym, jak dostał się do białoruskiego szpitala:
Po drugiej stronie [ogrodzenia] byłem bardzo zmęczony i nie widziałem przez gaz pieprzowy, […] nie mogłem chodzić, ale dźwięki innych ludzi [niezrozumiałe], pomogli mi zabrali aż do drogi asfaltowej. Tam mnie zostawili. Tak naprawdę straciłem przytomność, zabrali mnie. Samochód wojskowy albo policji. Obudziłem się, jak już byłem w szpitalu.
W szpitalu w Białorusi Daoud spędził następnie 25 dni. Jak mówi, po dwóch miesiącach od zdarzenia wciąż ma problemy z chodzeniem w następstwie dotkliwego pobicia.