Dodała gazu pieprzowego do wody – pushback Ferasa z Syrii
-
Rodzaj zdarzenia:
Pushback z Polski do Białorusi
-
Lokalizacja:
Polska / Białoruś
- Data: 21.11.2023
- Godzina: -
- Liczba osób: 11 osób
- Demografia: 11 osób w tym kobieta z 2 dzieci
- Kobiety: 1
- Małoletni: 2
- Problemy medyczne: -
- Prośba o azyl?: Brak danych
- Przewiezienie na placówkę SG? NIE
-
Doświadczona przemoc (Polska):
Kopanie, gaz pieprzowy
-
Doświadczona przemoc (Białoruś):
szczucie psami, pogryzienie przez psy
- Zidentyfikowane służby:Wojsko, SG
-
Dodała gazu pieprzowego do wody – pushback Ferasa
Zanim Ferasowi udało się dostać na terytorium Polski, podejmował kilka prób przekroczenia granicy. Zgodnie z jego słowami kilkukrotnie wraz ze swoimi towarzyszami był pryskany gazem pieprzowym (wciąż przebywając na terytorium Białorusi) przez służby polskie.
[…] polska straż graniczna przyszła i użyła gazu [pieprzowego], mimo że jeszcze nawet nie przeszliśmy granicy, nie przekroczyliśmy [ogrodzenia ze] stali.
Za którymś razem polskie służby, dostrzegłszy ludzi po drugiej stronie płotu, miały otworzyć bramkę funkcyjną w zaporze granicznej i przejść na stronę wschodnią, by tam dotkliwie pobić grupę:
Przyszli do muharramy. Tam była brama, otworzyli ją, sprawdzili nas i znaleźli drabinę. Próbowaliśmy przejść z drabiną. Zabrali drabinę i bardzo nas pobili. Po tym wrócili na stronę Polski i zamknęli bramę.
W muharramie Feras spędził około trzech dni. Inni funkcjonariusze i funkcjonariuszki polskiej straży granicznej również stosowali wobec niego oraz jego towarzyszy przemoc, używając gazu pieprzowego oraz granatów hukowych. Jeden ze strażników podczas kolejnego patrolu na obszarze sąsiadującym z miejscem, w którym przebywał Feras, miał później sprzedawać osobom papierosy. Funkcjonariusz mówił, że ci, którzy stosowali wobec nich przemoc, „nie byli z jego zespołu”:
Kupowaliśmy 10 papierosów za 20 dolarów. Był bardzo miły i powiedział [niezrozumiałe] to nie była jego załoga, to była inna załoga. Kobiety, one były bardzo okrutne, traktowały nas jakbyśmy w ogóle nie byli ludźmi.
Sytuacja z wejściem pograniczników do muharramy zgodnie z relacją Ferasa powtórzyła się jeszcze dwukrotnie. Za drugim razem ponownie udało się funkcjonariuszom odebrać kolejną drabinę, za trzecim razem było jednak inaczej:
A za trzecim razem, kiedy próbowali nam ją zabrać, to my ją obroniliśmy w dużej grupie. Mówiliśmy, że jest u nas kobieta z dwojgiem dzieci. Kiedy próbowaliśmy przekroczyć granicę, oni używali plastikowych kul i trafili nas tymi kulami. Strzelali nimi do nas […]
Feras zapytany, czy ktoś z grupy doznał obrażeń w związku z użyciem przez funkcjonariuszy broni na gumowe kule, odpowiedział:
Nie odnieśliśmy zbyt wielkich obrażeń poza czerwonymi plamami na ciele. Mieliśmy na sobie wiele ubrań.
Za którymś razem dziesięciu osobom z grupy, w której znalazła się wspomniana wcześniej kobieta z dwójką dzieci, wraz z Ferasem udało się przekroczyć granicę. Po przejściu około czterech kilometrów wgłąb kraju wszyscy zostali zatrzymani przez polskie służby:
Znaleźli nas, bili nas i pryskali [gazem pieprzowym] jednocześnie […] bili też panią, kobietę. Próbowali atakować dzieci, ale nie pozwoliliśmy im. Broniliśmy ich. Bili nas, bo broniliśmy dzieci, użyli gumowych kul i wzięli nas z powrotem na granicę.
Po stronie białoruskiej Syryjczyk i jego towarzysze zostali przez służby białoruskie zabrani w okolice jednego z tymczasowych obozów, w których tamtejsi pogranicznicy mają przetrzymywać osoby w drodze:
Zostaliśmy pobici, ale to nie było tak silne jak „polskie bicie”. Nie używali gazu pieprzowego, gumowych pocisków czy innych rodzajów przemocy.
Podobnie jak innym grupom, Ferasowi i jego towarzyszom nie pozwalano wrócić do Mińska. Grupa, próbując wydostać się z muharramy, była szczuta psami, część osób została pogryziona. Służby białoruskie przetransportowały Ferasa z resztą osób ponownie pod polską zaporę graniczną. Na miejscu, wycieńczeni i głodni, poprosili znajdujących się po drugiej stronie muru polskich funkcjonariuszy o wodę i jedzenie:
Wzieli nas z porotem do muharramy. […] W tym czasie byliśmy spragnieni i głodni, więc zapytaliśmy polskich żołnierzy… Zapytaliśmy ich o coś do picia lub jedzenia. Tam była kobieta, żołnierka, dała nam butelkę wody i kiedy się jej napiłem – chciałbym tego nie pić, ale zrobiłem to przed dziećmi – zrozumieliśmy że dodała gazu pieprzowego do wody. I wypiliśmy to ja i jeszcze jeden gość – poczuliśmy palący ból w żołądku, to było strasznie bolesne. Przeklinałem ją trochę po rosyjsku i trochę po angielsku. Po tym ona zaczęła przeklinać mnie. W wielu językach, jakby we wszystkich językach, które znała mnie obrażała. Zdecydowaliśmy się zawrócić do białoruskiego punktu granicznego, żeby wydostać się z powrotem do Mińska.